Nie będę szczególnie odkrywczy, stwierdzając ze Święto Zmarłych w Polsce należałoby przemianować na Święto Zmasakrowanych Zwłok Leżących w Poskręcanych Wrakach Samochodów. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem tego owczego pędu,wręcz przypominającego stado ogłupiałych lemingów, żeby na złamanie karku, często dogodziwszy sobie wódeczką, pędzić samochodem Tego Jednego Dnia po to, żeby odgarnąć liście z nagrobka gdzieś na drugim końcu kraju. Kraju pozbawionego prawie zupełnie bezpiecznych dróg, dodajmy. PO CO TO WSZYSTKO, DO CHOLERY!? Zupełnie jakby nie można było pojechać tydzień albo i nawet miesiąc wcześniej. Nie, trzeba podjechać pod sam nagrobek, 1 listopada punktualnie o 16:00, zaraz po obiedzie, a przed Teleexpressem.
Jak na razie licznik zabitych to 47 osób, dochodzimy do połowy wyniku smoleńskiego odrzutowca. I co – będzie w związku z tym żałoba narodowa? Śmiem wątpić.
Mam jakieś ponure odczucie, że w Polsce bardziej dba się o martwych niż o umarłych. Cmentarze są w lepszym stanie niż drogi, bardziej liczą się rocznice katastrof i liczba masowych ofiar z ostatnich 200 lat niż mądre zarządzanie krajem żywych ludzi.