Przedstawiam arcydzieło designerskiej siermięgi, które wypadło spod płowego wąsa pana grafika – oficjalny kalendarz drużyny rugby Lechia Gdańsk. Wszystkie karteczki kalendarza możecie obejrzeć tutaj. Jako intelektualną rozrywkę proponuję odgadnięcie związku między reklamowanym obiektem a mięsistymi panami. Podziękowania dla brata za alert :-)
…czyli polski potentat na rynku śrubek:, firma WKRĘT-MET. Nazwa zgrabna i powabna – jak jasny gwint!
Od pewnego czasu w stolicy głośno jest o planowanych zmianach nazw ulic (np. wdzięczne Rondo Zgrupowania AK „Radosław” na poprzednią wersję – Rondo Babka). Mnie zachwyciło co innego. Otóż szefowa gremium odpowiedzialnego za te nazwy (Zespołu Nazewnictwa Miejskiego Warszawy) nazywa się… KWIRYNA HANDKE.
Foto (C) Flickr, King of Monks
„Firma Jakśbud powstała w 1991 roku i w tym czasie stała się liderem na wielkopolskim rynku deweloperskim.”. Jest także niewątpliwie liderem wśród nazw niewymawialnych. Polecam wszystkim logopedom, dzieci Was pokochają.
Polecam zapoznanie się z ofertą Studia Cosmetic Laser z Łodzi, pozycja ósma od dołu. PS: Dlaczego usługa jest tylko dla pań? Każdy, kto kiedyś widział hydraulika przy pracy wie, że panowie też mają takie coś. Ino z tyłu.
Podobno pan Leszek ma w ofercie „piersi ze skórą” oraz „piersi bez skóry”. Niestety oryginalna witryna www.ubojniagorzna.pl padła pod naporem gości.
Pozdrawiam Czytelników z pokładu pociągu Intercity (raczej Wintercity, bo się spóźnił 40 minut i w środku jest zimno). Chciałbym napisać o kolejnym kolejowym wykolejeniu czyli biletach internetowych. Jakiś czas temu kupiłem sobie taki bilet przez rzeczony internet i zgodnie z zasadami wydrukowałem. Na dwóch stronach A4, a jakże, bo na drugiej musiał się zmieścić jakiś kretyński baner reklamowy. Kiedy pan konduktor zażądał ode mnie biletu okazało się, że… cholernik mi się gdzieś zapodział. Miotałem się przez 20 minut jak głupi po przedziale, przetrząsając nerwowo kieszenie, półki i zawartość śmietnika. W końcu poddałem się, proponując alternatywę: na pulpicie mojego laptopa leży przecież bilet w postaci eleganckiego pliku PDF! Identyczny, co więcej, ekologiczny bo nie na papierze ino wirtualny. I co? Pan kontroler stanowczo zaprotestował, powołując się na przepisy, procedury oraz regulaminy i zaproponował mi karę. Przecież do ekranu laptopa nie da się przystawić pieczątki! Co ciekawe, pasażerowie murem stanęli za mną. Pan był nieubłagany. Już sięgałem do kieszeni po stówkę, kiedy pani z naprzeciwka zauważyła coś białego za fotelem, o tam, pod oknem, tam! Mój bilet! Byłem bliski wyściskania pani i postawienia jej piwa (w Warsie nie ma), krwiożerczy konduktor został nasycony a ja pozyskałem kolejny temat do napisania na blogu.
Tymczasem mój Wintercity dojechał do Mławy, osiągając już 50 km/h. Zapewne wjechaliśmy w teren zabudowany. Muszę zatem się pożegnać, bo przy tej prędkości na zakrętach krew odpływa z mózgu.